Chorwacja 2017 – Część 1

Dwa tygodnie wolnego, para dorosłych, czwórka dzieci i Defender… Z drobnymi przygodami, ale udało się!

Sobota – Dzień 1. WARSZAWA-BRNO – 885km, 16h

Wymarzony syr…

Zgodnie z planem wyruszamy około 6 rano. Dzieciaki wstały bez problemów, samochód został zapakowany po dach dzień wcześniej. Przy próbie uruchomienia silnika okazało się, że padł akumulator…. Prawdopodobnie wyłączona lodówka, podłączona bezpośrednio do gniazda zapalniczki, przez noc wyciągnęła z niego całą energię. Szybki kurs do garażu, po kable i prostownik, odpalenie z drugiego samochodu i ruszamy do zamku Czocha po Najstarszą. Po 7h i 500 przejechanych kilometrach odbieramy Najstarszą wraz z bagażem i lecimy w kierunku Brna. Już na terenie Czech wpadam na genialny pomysł odwiedzenia Pragi i wyprażany syr Hradczańskiej kajpie, którą odwiedziłem jakies 20 lat temu…. Praga przygotowała nas deszczem, ale udało się zrobić krótką objazdówkę w trakcie przejazdu na Hradczany. Knajpa została przemieniona w sklep, tak więc pojechaliśmy dalej w kierunku Brna w poszukiwaniu sera. O 20 z minutami i przejechanych 850km pojawiliśmy się w hotelu Voronez 2, w którym, pomimo wcześniejszej rezerwacji na booking.com nie było dla nas miejsca. Bez zmiany cen, zostaliśmy zakwaterowani w znajdującym się sto metrów dalej Voronez 1. Kolejną miłą niespodzianką był Josef – „My money is in a big bank”, lekko wstawiony autochton, stawiający kolejki wszystkim obecnym w barze.

Niedziela – Dzień 2. BRNO – KAMP TUNARICA – 710km, 11h

Chorwacja!

Pobudka o 7, szybkie hotelowe śniadanie i punkt 8 ruszamy w kierunku Chorwacji.. Poruszamy się jedynie autostradami, trasa jest mocno męcząca swoją monotonią. Od czasu do czasu Def zaczyna tracić moc, jakby trafiał na niewidzialną ścianę. Sprawdzam filtr powietrza, paliwa, odpowietrzam chłodnice i filtr paliwa. Nic się nie zmienia. W rytmie silnikowej czkawki, poprzez Wiedeń, Maribor, Lublanę 9 godzin później i 620km dalej, przekraczamy granicę Słoweńsko-Chorwacką. Przejechanie 110km od przejścia granicznego do Tunaricy zajęło nam kolejne 2 godziny. Obóz rozbijamy na łapu-capu, namiot dla dzieciaków, markiza, stolik, wino. Z dużego namiotu, po przymiarce, zrezygnowaliśmy, jego rozkładanie było zbyt uciążliwe i na małym placu nie było dla niego wystarczająco dużo płaskiego terenu. Sam kemping jest dość kameralny, mocno zacieniony. Dużo na nim dzieci oraz raczej stacjonarnych gości, z „domostwami” niemalże wrośniętymi w scenerie.

Poniedziałek – Dzień 3. TUNARICA – Rijeka.

Camp Tunarica
Camp Tunarica

Kamping posiada własną plaże, jednak my wolimy 5 minutowy spacer na skały, gdzie sami możemy spędzać całe dni. Dzieciaki szaleją pod i nad wodą, panicznie bojąc się jeżowców. Wieczorem jedziemy do Rijeki kupić namioty dla dzieciaków.

Wtorek – Dzień 4. TUNARICA – Rabac.

Camp Tunarica, dojście na dziką plażę
„Nasza plaża”
.
.
.

Pan fryzjer i jego zakład

Kolejny dzień nudy, woda, słońce, nurkowanie. W drugiej połowie dnia wyruszamy na przejażdżkę po okolicy i trafiamy do Rabac, typowego turystycznego zagłębia. Krótki spacer po porcie, naprawdę przepyszne lody i obowiązkowa wizyta u fryzjera. Polecam dojazd lokalnymi drogami, w szczególności przejazd przez starą część Labin.

(track, video)

Środa – Dzień 5. TUNARICA.

Gotowy do jazdy
Podobno najlepsze miejsce pasażera w całym samochodzie
Bałagan na dachu
Bałagan na dachu

Kolejny dzień na plaży, wieczorem dobra kolacja w knajpie na kempingu, pakowanie samochodu i planowanie trasy na kolejne dni.

Czwartek – Dzień 6. 330km, 9h

Camp Raca
Camp Raca
Camp Raca
Improwizowany tort z arbuza i paluszków

Planujemy ruszyć na północ Istrii, znaleźć mały kameralny kemping, by móc na jeden dzień wyskoczyć z dzieciakami do Wenecji. W miarę sprawnie dostajemy się w okolice Umag, które, wg. nas jest po prostu koszmarne. Krajobraz  nie ma „klimatu”, kampingi są gigantyczne, z basenami, animacjami i ogromnymi tłumami, klimat niczym z kurortów nad Bałtykiem. Kręcimy się po okolicy sprawdzając kolejne kempingi i podejmujemy decyzję o powrocie na południe w okolice Puli. Już na trasie po raz kolejny zmieniamy plany i decydujemy się na podróż na polecany przez Love Krowe kemping Sv Duh na wyspę Pag. Za Rijeka zaczynamy poszukiwania kempingu i w końcu pod koniec dnia trafiamy na Camp Raca, znajdujący się tuż przy trasie na południe. Nie jest w naszym klimacie, ale na jedną noc wystarczy, w dodatku w nocy niesamowite wrażenie sprawiają otaczające go skały i gwiaździste niebo. Szybkie rozbicie obozu, kolacja urodzinowa 12 latka z improwizowanym tortem z arbuza i mocny sen. Jutro ruszamy na Pag!

 

Część druga

 

 

Jedna myśl na temat “Chorwacja 2017 – Część 1